Starać się zrozumieć, nawet jak nie trafia
Czytam opinie i komentarze w sieci i znów mam wrażenie, że ci, co komentują nie zrozumieli ani filmu ani książki. Piszą, że książka dennie napisana, co jest nieprawdziwe przynajmniej z paru powodów, z których najważniejszym jest styl Charlotte Roche, który naprawdę jest dobry i naprawdę jest świeży.* Piszą, że film beznadziejny i to (powracające) „obrzydliwy”. Robotę reżyserska oceniam jako laik, więc się nie będę wymądrzać, ale obdarzenie Wilgotnych epitetem „obrzydliwy” jest jak dla mnie nazwaniem ciała i seksu obrzydliwością. Bo to , co jest materią, z której Helen lepi swoją opowieść, to właśnie jej ciało, jej relacje, jej seksualność i kobiecość.
Nie mówię, że książka i film muszą się podobać, ale niepodobanie, to inna kategoria niż uznanie czegoś za obrzydliwego gniota. Znalazłam, na razie tylko jeden bystry komentarz, w którym internatuta napisał, że jak ktoś się wzdraga po przeczytaniu Wilgotnych Miejsc, powinien przeczytać „Flaki” Palahniuka. Nic dodać, nic ująć.
Dlaczego Wilgotne Miejsca nie są beznadziejne na poziomie swojego przekazu? Ponieważ odważnie i z sukcesem biorą się za temat dotychczas nieobecny w kulturze. Możemy nie lubić eksperymentów i transgresji jakie na naszych oczach wyprawia Helen, ale dotąd czegoś takiego nie czytaliśmy / oglądaliśmy. I zostanie w swoich opiniach na poziomie „ohyda straszna” jest dozwolone, ale przed ludzi bym się z tym nie pchała. Chociażby dlatego , że można przy okazji wyjść na głupka. Opinia jest osobistą sprawą każdego człowieka, jednak, gdy wyrażamy publicznie nasze sądy warto wiedzieć co i dlaczego nam się nie podobało.
To, co męczy odbiorcę i odbiorczynie – jak wnioskuję z relacji – to ładunek bezpośredniego przekazu obejmującego ukazanie dosłownie zarówno spraw higieny (Helena myje się rzadko, nieczęsto też zmienia bieliznę), ciała (eksperymentuje zarówno z odczuwaniem, ciałem i seksem), emocji (psychicznie też eksperymentuje), jak i jej zachowaniami seksualnymi (które są urozmaicone nad wyraz, nie zawsze bezpieczne, zazwyczaj nie przystają do wyobrażonej przez nas normy). Po imieniu – ludzie zawieszają się na tym filmie, bo mają tak wąskie rozumienie normy, że oglądając petardę wybuchającą przekroczeniami, doznają awarii systemu postrzegania. I nie oceniają filmu tudzież książki, tylko własne, zawieszone, zbulwersowane emocje obejmujące min. brak otwartości podstawowy zupełnie oraz niezdolność zrozumienia. Szkoda, że lezą z tym masowo do interneta i zabierają cenne kilobajty. Jak jedyne co się ma do powiedzenia, na temat Mony Lisy, to to , że jest do bani, bo za bardzo przypomina Conchitę Wurst, to lepiej siedzieć cicho.
Pełne potępienia wypowiedzi nie wspominają o wyczynie jakim było przeniesienie na ekran strumienia świadomości Helen, zawartego w książce. Bo to udało się bardzo dobrze. Nie odnoszą się do jakości opowieści, która jest wciągająca, humorystyczna, żywa i autentyczna. Dzięki czemu mamy szansę w kinie wybuchać śmiechem dosłownie co kilka minut i tym śmianiem odczarowywać własne lęki i napięcie. Nie ma też nic o tym, że świat nastolatek może tak wyglądać i święte oburzenie nic nie zmieni. Jest, natomiast wiele o tym, jak bardzo dla Polaków i Polek seksualność jest demonem, co wprawia w zaniepokojenie swoją bezceremonialnością, cielesnością, dosłownością. Film gotuje się od humoru, gagów wyrafinowanych inaczej, wydzielin, dosadności naprawdę dosadnej (scena z pizzą) i ma dynamikę teledysku MTV. Jest też jednocześnie smutny, a nawet dramatyczny (dla tych, do których nie dotarło dlaczego mama Helen leży z głową w piekarniku próbując zabić siebie i swoje dziecko oraz dlaczego Helen poddała się sterylizacji jako nastolatka). Jest bardzo o dojrzewaniu, odkrywaniu siebie, błądzeniu i doświadczaniu granic, żeby poznać, gdzie ma się głowę, a, gdzie ogon.
Dlatego, jeżeli nie chcecie dołączyć do stada powtarzającego te same bzdury o obleśności Wilgotnych Miejsc, wyróbcie sobie własne zdanie. A, jeśli film naprawdę wam się nie podoba i macie konkretne argumenty, żeby to pokazać z autentyczną radością posłucham albo przeczytam, co chcecie przekazać. Chociażby tutaj, w komentarzach.
Zaś awokado jest ważnym symbolem w filmie i warto sprawdzić z jakiego powodu.
* Uwierzcie mi na słowo, bo mam kwita, który pozwala mi oceniać literaturę profesjonalnie.