Więcej o samym filmie >> tutaj <<
Reżyser David Wendt zadanie miał nie lada, bo książka „Wilgotne miejsca” Charlotte Roche to strumień świadomości. Dziś już wiemy: przenosiny na ekran wyszły świetnie.
MARTA NIEDŹWIECKA Ucieszyłam się, że „Wilgotne miejsca” wyprodukowali Niemcy…
Tak?! A ja przeciwnie: od razu miałam skojarzenie: Niemcy plus seks równa się mało subtelne porno.
Niemcy to kraj wielkiej otwartości w zakresie cielesności. W „Wilgotnych” widać to w kontraście potaw Heleny i jej matki. Dziewczyna cieszy się swoim ciałem, matka zaś ma obsesję higieny i nawet jej wizje wypadku samochodowego wiążą się z lękiem o bycie przyłapaną na noszeniu poplamionej bielizny.
Nic w tym dziwnego. Wyobraź sobie: mdlejesz na ulicy, reanimuje Cię przystojny sanitariusz i widzi, że masz kiepską bieliznę.
Dotykasz istoty tego filmu. Nasza kobiecość jest tak bardzo w relacji ze światem, że nawet jak padamy potrącone przez samochód, to się martwimy, czy mamy zrobiony pedikiur, a bikini wygolone. Kobieta musi spełnić mnóstwo nakazów, by być uznana za atrakcyjną.
Mam niestety wrażenie, że z każdą dekadą coraz więcej.
Na warsztatach, które robię z kobietami, siadamy i mówimy, jaka ma być kobieta. I okazuje się, że wydepilowana, że czysta, że nie za bardzo wyuzdana, ale nie oziębła… Kobiety odczuwają niesłychaną presję.
A bohaterka filmu buntuje się przeciwko temu?
Tak. Walczy o wolność kobiet. Postanawia: „Nie umyję się przez dwa tygodnie, nie wydepiluję i sprawdzę, czy będę fajna”. Na takich eksperymentach powinno zejść dojrzewanie!
Doradzasz dziewczynom, żeby walcząc z opresją, przestały się depilować i nie myły przez dwa tygodnie?!
Dwa tygodnie to nie, ale może dwa dni? Podobnie z depilacją. Kobieta myśli: „Jak się nie wydepiluję, to będę taka obrzydliwa!” A może się okaże, że mężczyzna, z którym jesteśmy w łóżku, w ogóle nie dostrzega nie-wydepilowania? Co więcej, ja bym powiedziała, że jeśli mężczyzna ocenia nas jako wydepilowane, czytaj: nadające się do seksu, to my w ogóle nie powinnyśmy z nim iść do łóżka! Bo on nie jest tam z nami, tylko z jakimś wyobrażeniem kobiecości.
Widziałam dokument o wychowaniu seksualnym w Stanach. Chłopcy oglądali zdjęcia kobiecych piersi. Mieli wskazać piękne. Wybrali te wypełnione sylikonem. Widzieli je w filmach porno. To dla nich norma.
Aktorki w filmach porno mają nie tylko sztuczne piersi. Ich waginy są po labioplastyce, a do scen zbliżeń są umalowane. Żadna żywa kobieta tak nie wygląda! Zresztą mam wiele trzydziestoparoletnich klientek, które nigdy nie widziały się w lusterku. To też składa się na nierealistyczny obraz ciała, jaki nosimy w głowach.
I jak ta 30-latka po raz pierwszy zobaczy się na Twoich warsztatach, to co się dzieje?
Może spojrzeć okiem przyzwyczajonym do wagin z filmów porno i być zdziwiona. Kontakt z tym, jak ciało naprawdę wygląda, bywa na początku dla kobiet i mężczyzn dotkliwy.
A jeśli dla niej ten widok jest OK, ale się boi, że dla jej faceta nie, bo porównuje ją z tym, co widział u aktorek z filmów porno?
A co jej broni z nim o tym pogadać? Ma powiedzieć: „Wiesz, że aktorki porno mają zoperowane i umalowane waginy?!”.
Są neutralne sposoby. Przeprowadzanie przesłuchania nie zadziała, można z humorem spytać: „Jak ona ci się podoba?”, „Lubisz ją?”.
O, kwestia nazewnictwa. „Czy JĄ lubisz?” – Polki mają problem z nazywaniem miejsc intymnych?
Polszczyzna nie jest pod tym względem łatwa. Na warsztatach wymieniamy wszystkie określenia, jakie znamy na miejsca intymne, niezależnie od tego, czy nam się podobają. Pojawia się wszystko: od cipki do pizdy. Te same słowa dla jednych są fajne, a dla innych nie do przyjęcia. Dlatego najlepiej, żeby każda para znalazła własny słownik do nazywania swoich stref intymnych. Określenie „wilgotne miejsca” jest bardzo fajne, prawda?
Tak, kojarzy się egzotycznie. Upał tropików, amazońska dżungla…
I jeśli kobieta jest zdrowa, to ma na¬turalny, piękny zapach, niezwykle pobudzający dla mężczyzn!
Niestety, niektórym kobietom trudno uwierzyć, że są pociągające ot tak. Rywalizują z aktorkami porno, udając, że w trzy sekundy rozpędzają się do setki, by nie wyjść na oziębłą.
Doradzałabym im więcej humoru, radości i dystansu w seksie! Skupmy się na bliskości, a nie na wrastających włoskach, kształcie piersi, cipki i długości penisa. I rozmawiajmy.
Umiemy rozmawiać?
Łatwiej jest kobietom gadać o tym między sobą, a ciężko jest z rozmową w związkach. Jak idziemy z przyja¬ciółką pogadać przy winie, to może¬my porozmawiać o seksie, dostać od niej wsparcie. A w parze jest ci꿬ko. Kobiety się boją, że jak coś powie¬dzą, to będzie katastrofa, rozpadnie się ego faceta. A oni się boją i myślą: „Nie mogę jej powiedzieć, bo to, cze¬go chcę, ona uzna za nienormalne”. Jest genialna scena w „Depresji gang¬stera”, gdzie grany przez Roberta De Niro gangster po czterdziestce mó¬wi terapeucie, że uwielbia seks fran¬cuski. Psychiatra pyta: „To dlaczego nie robisz tego z żoną?”, a De Niro: „Przecież ona potem pocałuje moje dzieci!”. Więc żonie nie powie, czego chce. A przecież rozmowa to funda¬ment związku.
I paradoksalnie większa szansa na superseks jest w długim związku niż w jedonocnej przygodzie?
Jednonocna przygoda to ekscytacja. Związek daje szansę pogłębiania przeżyć. Myślmy o swoim życiu sek¬sualnym nie pod kątem tego, co jest nienormalne, czy normalne, ale za¬stanawiajmy się, co je zasila i wzmacnia.
Czy coś Cię w „Wilgotnych miejscach” zaskoczyło, czy jesteś już zahartowana?
Zaskoczyła mnie szczerość bohaterki. Zanim zobaczyłam film, czytałam książkę. Chwilami myślałam: „To już totalny ekshibicjonizm!”. A potem pytałam siebie: „A właściwie dlaczego tak myślisz? Może ta dziewczyna jest po prostu szczera?”. To dotyczyło najbardziej jej dialo¬gów z pielęgniarzem: „Dlaczego ona mu tak szczerze o wszystkim opowiada?! On ją odrzuci, uzna ją za wywlokę!”. A jednak tak się nie dzieje.
Nie wiadomo, jak by było w prawdziwym życiu! Mam wątpliwości, czy większość facetów uniosłaby te jej zwierzenia.
Nie zachęcam oczywiście kobiet do tego, by teraz wybiegły na ulicę i każdemu napotkanemu mężczyź¬nie opowiadały historię swojego życia erotycznego. Ale może dzięki temu filmowi przestaniemy stosować totalną autocenzurę? Przestaniemy myśleć, że jak pokażemy trochę sie¬bie, to wszyscy mężczyźni uciekną.
Uważasz, że na ten film powinny wybrać się kobiety ze swoimi mężczyznami?
Świetnie, gdyby zobaczyły go matki z dorastającymi córkami. By móc usiąść później przy kawie z córką i po¬wiedzieć szczerze, że np. coś nas obu¬rzyło, i zapytać, co o tym myśli córka. I przy okazji wyciągnąć tematy anty¬koncepcji czy ciała, relacji damsko- -męskich. To może być fajna furtka do ważnego spotkania dwóch kobiet. Niezależnie od generacyjnej przerwy, jaką mają między sobą. Trzeba się uzbroić w dystans i poczucie humoru, bo np. scena, jak dziewczyny się wy¬mieniają tamponami, jest wyrazista.
Jeśli uzbroić się w dystans, można ją odebrać jako indiański ślub krwi.
Tak. Nie bierzmy tego filmu tak bardzo serio, bo wtedy możemy bardzo łatwo poczuć się czymś dotknięte.
A jeśli jednak ktoś się poczuje dotknięty?
To też będzie cenne. Może ujawni to, czego w nas mnóstwo: przekonań, lęków, nadziei, niezaspokojonych marzeń i potrzeb. Może się okaże, że chcemy pierwszy raz w życiu po¬gadać z przyjaciółką o seksie? A mo¬że z partnerem? Z terapeutą? Albo po¬czujemy radość i większą więź z córką? Warto wyjść z kina i zamiast od razu gdzieś pobiec, by to zagłuszyć, spraw¬dzić, co się nam wyświetli w naszym prywatnym kinie. Ten film jest jak seksualne ziarenko. Sprawdźmy, co z niego na tych „Wilgotnych miejscach” w nas wykiełkuje.
ROZMAWIAŁA Agnieszka Sztyler-Turopsky