W rzeczywistości mężczyźni często zachowują się dość opresyjnie, gdy tylko temat ten wypłynie w dyskusji. Lub przeciwnie, uważają, że tryskająca kobieta to dowód na ich sprawność seksualną. Tymczasem ejakulują także te kobiety, które sypiają z kobietami. Oraz – bardzo wiele kobiet ejakuluje w czasie masturbacji. Duży szacun dla tych mężczyzn, którzy poznają tajniki kobiecego ciała i uczą się stymulacji, aby świadomie ową ejakulację i orgazm wywoływać, nie tylko dla wzmocnienia swojego ego. Resztę pozostawmy w ciszy.
Ejakulacja
Gruczoły Skenego, gdy uciskane, produkują bezbarwny i bezwonny płyn, który może wydostać się na zewnątrz przez ujście cewki moczowej. To jest żeński ejakulat, inaczej amrita, nektar bogów. Zdecydowanie NIE jest moczem, mimo, że wypływa z tego samego miejsca. Smakuje słono-słodko. Jego ilość wacha się od przysłowiowych kilku kropel do pół szklanki. Koncepcje, że kobiety tryskają litrami na odległość pięciu metrów, należą do wyobrażeń pobranych z Redtube.
Problem z ejakulacją jest taki, że musimy sobie na nią pozwolić. Większość kobiet, czując charakterystyczne parcie na pęcherz w czasie seksu, odruchowo zaciska mięśnie dna miednicy, uniemożliwiając sobie wytrysk. Często nie mieści nam się w głowie, że można „aż tak” się rozluźnić, przychodzi nam to z trudnością, o ile w ogóle. Czasem też zdarza się, że płyn wycieka delikatnie i sam proces pozostaje niezauważony.
W dawnych kulturach półwyspu indochińskiego kobiecy ejakulat – nazywany amritą – był uważany za wodę życia. Zbierano go do kamiennych mis i podawano do picia przy ceremoniach świątynnych lub jako lekarstwo dla chorych i rannych. Wierzono, że ma on moc przywracania sił witalnych. Japończycy w swoim uwielbieniu dla amrity uważali, że mężczyzna opryskany ejakulatem zyskuje nieśmiertelność. Prawie, jak Graal.
Występuje najczęściej pierwsza, orgazm może się pojawić, a może nie. Pozycje seksualne połączone z głęboką penetracją (np. kobieta siedząca na mężczyźnie) oraz długo utrzymująca się erekcja zazwyczaj pomagają w jej wywołaniu, ale podstawą jest wewnętrzna zgoda na „puszczenie”.
W czasie masturbacji jest to nieco łatwiejsze. Polecam powolne i delikatne ugniatanie i masowanie strefy G opuszkami palców, tak by sprawdzić która część wykazuje największą wrażliwość. Podniecenie nie musi się pojawić od razu, raczej spodziewajcie się odczucia nabrzmiewania. Dla wielu kobiet pozycja w kucki (np. z lusterkiem ułożonym między nogami) jest najbardziej optymalna, by nauczyć się ejakulować.
Sprawność mięśni dna miednicy (mięsień łonowo-guziczny) jest drugim, po właściwym podejściu psychicznym, czynnikiem gwarantującym sukces operacji „Graal”. Zbyt spięte mięśnie nie puszczą tak łatwo, zaś wiotkie nie dadzą nam właściwej prcji kontroli, żeby „wypchnąć” płyn. Dlatego będę do znudzenia powtarzać, że trening Kegla powinien być jak mycie zębów – bezdyskusyjny.
Po nic. Można mieć udane życie seksualne bez żeńskiego wytrysku i orgazmów ze punktu G. Kobiety nie powinny czuć się zmuszane do czegokolwiek w seksie i jeżeli pomysł tryskania wydaje im się niestosowny, to mają do prawo tak myśleć. Zyski płynące z rozwinięcia tej umiejętności są znaczne, ale można żyć i bez nich. Dla par trening stymulacji strefy G jest bardzo wzbogacającym i pobudzającym doświadczeniem.
Możliwość poddania się narastającemu podnieceniu i a potem puszczenia jest też potrzebna by szczytować ze strefy G. Zazwyczaj kobiety mówią, że kluczowa była dla nich akceptacja partnera/ partnerki oraz poczucie bezpieczeństwa w czasie pierwszych prób.
O ile orgazmy łechtaczkowe można by porównać do wyładowania elektrycznego o różnym natężeniu, to te graalowe nazwę wulkanicznymi. Zaczynają się od mrowienia w kończynach, a przy odrobinie szczęścia obejmują całe ciało, fundując nam la pettit mort (mała śmierć, fr.). Jednym z powodów dla których orgazmy z punktu G są tak silne, jest połączenie tego obszaru z układem nerwowym. Bodźce płynące z punktu G są przewodzone bezpośrednio przez nerw miedniczny, inny niż ten połączony z łechtaczką.
Ważna cechą tych orgazmów jest ich zdolność uwalniania emocji. Kobiety, które rozpoczynają odkrywanie swojego punktu G mówią niejednokrotnie o gniewie, irytacji, nawet płaczu, pojawiających się w czasie stymulacji. Jedyne, co możemy z tym zrobić, to pozwolić sobie przeżyć te uczucia, które do nas przychodzą. Być może będzie to pierwsza w życiu okazja na głębokie doświadczenie związane z seksualnością i emocjami. Jest to też kolejny powód dla którego warto zacząć samej, nie w parze. Czasem potrzebujemy zostać same ze sobą.
Pobudzanie strefy G w parze to bardzo obszerny i ważny temat. Postaram się zarysować dlaczego, tak istotny i rozwinąć wątek w oddzielnym tekście. Dla bardzo wielu par zainteresowanie żeńską ejakulacją stanowi pierwszy przyczynek do rozmowy o seksie. O tym trzeba pogadać, chociażby po to, żeby ustalić jak będziemy to razem robić, co kobieta już o sobie wie, co wie o całym zjawisku mężczyzna. Wszystko, co powoduje, że ludzie zaczynają się komunikować działa na korzyść związku.
Wspólne odkrywanie tajemnic punktu G, to trochę więcej niż 40 minut wsuwania penisa do waginy w równym tempie i w jednej pozycji, która zwiększa nacisk na strefę. Czynnik emocjonalny, potrzeba bezpieczeństwa, rozluźnienia powodują, że tych manewrów nie da się wykonać czysto mechanicznie. Wiele kobiet, które pomagały swoim męskim partnerom przyzwyczaić się do wymogów ich strefy G deklarują, że ich seksualna relacja sięgnęła nowego poziomu w bliskości i intymności. Tu nie pomoże wielki sprzęt i niezniszczalna stamina. Potrzebna jest otwartość i przyjęcie kobiety często w najbardziej delikatnej lub dzikiej formie, jaką mężczyzna dotąd oglądał.
Mała lekcja pokory -większość panów nie może sobie pozwolić na danie kobiecie orgazmu z punktu G przy pomocy penisa – pozwala rozwinąć inne techniki, może nawet otworzyć na użycie dildo, czy wibratora. To także stanowi o rozwoju i jest przekroczeniem zbyt częstego przekonania, że cała kobieca rozkosz płynie z bycia penetrowaną. Dla kobiety zaś otwieranie się emocjonalna i trudna szkoła „puszczania się w seksie” bywa spełnieniem marzeń o wyzwoleniu od kontroli i zacisku.