Lista Rzeczy do Przeżycia (upieram się, że to jednak nie lista marzeń) okazuje się bardzo przydatna. Na przykład w gabinecie u terapeuty. Bo gdy przychodzi czas na rozmowę o przyjemnościach i rozkoszy, większość z nas zaczyna się nerwowo rozglądać. Rozmawiając z moimi klientami, którzy siedzą naprzeciw pustej kartki z napisem „twoje przyjemności” i patrzą na mnie bezradnym wzrokiem dowiaduję się, że trzydziesto czy czterdziestolatkowie nie wiedzą co tak naprawdę sprawia im przyjemność.
Można. Można skorzystać z jednej ze stron lub aplikacji, które ułatwiają tworzenie własnej Bucket List. To są miejsca w których ktoś powie ci o czym masz marzyć. Wystarczy się zalogować – WishBerg, Bucketlist itp. Tam znajdziesz godne siebie cele, a tak naprawdę kolejne punkty do konsumpcyjnego sumowania zajebistości. Gdyby ludziom prawdziwe szczęście dawało kupienie drogiego motocykla i obwieszczenie tego na fejsie, tysiące terapeutów na świecie nie miałyby się czym zająć. A mają. Bo kupowanie przeżyć, to nie to samo, co doświadczanie.
Co robisz po męczącym dniu pracy? Wracasz do domu, nalewasz sobie drinka, dogadzasz przekąskami i w najlepszym wypadku się wysypiasz. Tak naprawdę raczej zarywasz noce poszukując w sieci jakiejś formy „rozrywki”, która pozwoli odpocząć twojej głowie. Możesz jeszcze wkręcić się w cyberseks albo bezcelowo błądzić po stronach z zakupami on-line. To nie są przyjemności, to są strategie przetrwania, których nauczyliśmy się, żeby nie czuć zmęczenia, lęku, niepewności. Nie dostarczają niczego wartościowego, pozwalają tylko czasowo znieść dyskomfort jaki odczuwamy w związku z pracą, relacjami, niepewną przyszłością. Bo nie da się z nich wyhodować przyjemności i radości.
Mój znajomy miał jakiś czas temu czterdzieste urodziny. Przyjaciele chcieli się złożyć na prezent, więc spytali jego żonę, jakie jubilat ma marzenia. Ona odpowiedziała, że małżonek nie ma marzeń, ma za to cele, które osiąga. Ten to Listy Rzeczy do Przeżycia łatwo nie zbuduje, bo ona nie jest o osiąganiu ambitnych celów i dążeniu do sukcesu. Żeby mogła być nadal przyjemnością musi być niecelowa, musi być choć trochę zabawą, potrzebuje nie mieć za dużo wspólnego ze światem w którym to rywalizacja nadaje sens życiu.
Co oznacza także, że nie można jej kupić, zastąpić czymś innym ani udawać. Przyjemność to stan odbierany przez ciało, co możemy łatwo sprawdzić przypominając sobie kiedy ostatnio czuliśmy się przyjemnie lub rozkosznie. Gdy to się działo z pewnością nie zajmowaliśmy się pracą, rozwiązywaniem problemów, czy też umysłową aktywnością. Byliśmy rozluźnieni, czuliśmy dobrostan i działo się coś, co angażowało nas bardzo mocno, dostarczając bardzo przyjemnych bodźców. Zazwyczaj przyjemności towarzyszy beztroska, radość pełnego doświadczania.
Dlatego duzi i poważni ludzie, którzy przychodzą „na kozetkę” do sex coacha, tak słabo radzą sobie z listą Listą Rzeczy do Przeżycia. Od dawna nie bawili się dobrze, są za to znakomici w realizowaniu zadań. Co prawda śmieją się rzadko, ale są bardzo obowiązkowi i można na nich liczyć. Czasem nawet trudno jest im wytłumaczyć, jak duże znaczenie ma robienie bezsensownych i przyjemnych rzeczy.
I się z nim nie rozstawaj. Ma nie być o konsumpcji, ambicji i unikaniu niewygody. Ma być o tobie, mniejszych lub większych podjarkach, radościach, wzruszeniach. Szukaj tak wielu przyjemności w życiu, jak wiele uda ci się znaleźć. Jak już zaczniesz, to zauważysz, że jedne prowadzą do drugich. Gdy już wpadniesz na pomysł, że chcesz zrobić największą bańkę mydlaną w życiu i cyknąć jej fotkę, okaże się, że jednak kogoś do tego potrzebujesz. Może to będzie na pikniku, na który nie byłaś / byłeś od lat, a może na koncercie, bo postanowiliście razem pójść w tym roku na tyle koncertów ile to będzie możliwe. Nie można przesadzić z przyjemnością.
Kończąc ten tekst wymyśliłam dla siebie trzy nowe:
„Nauczyć się czegoś nowego do lata.”
„Nasikać do każdego oceanu na świecie.”
„Zrobić niespodziankę komuś dawno nie widzianemu.”