Moje nowe odkrycie jest dosć proste. Mimo tego pozostaje dla mnie odkryciem na tyle ważnym, że postanowiłam coś o tym napisać. Otworzyło moje myślenie na niedostrzegany dotychczas obszar. Dotychczas, koncentrowałam się na tym jak wzmocnić kobiety w ich rozwoju seksualności. Tym bardziej, że generalnie mają u nas pod górę. Jednak ostatnio przy okazji mocarnego warsztatu przedarło mi się do mózgu objawienie. Nazwałam go roboczo „uciskiem kobiecej rozkoszy”. Zaznaczam z góry, że NIE dotyczy WSZYSTKICH facetów.
Ta pointa cienkich żartów jakoś nigdy mnie nie bawiła. Tymczasem z bliska widzę, że niektórzy mężczyźni są dościśnięci przymusem zadowolenia kobiety w łóżku. Dociśnięci, to znaczy podporządkowują temu zadaniu wiele swoich zasobów. Czasem nawet zapominają o sobie. Ponieważ męska zadaniowość jeszcze taką tendencję wzmacnia, mogą się znaleźć w iście kamiennym kręgu. Czują wewnętrzny przymus sprostania zadaniu, mało jest w tym zadaniu ich własnej, prawdziwej gratyfikacji, więc taki zadaniowy seks szybko się nudzi. I albo trzeba znajdować nowe podniety, albo sobie odpuścić. Style ucieczek widzę wokół przeróżne – od mężczyzn, którzy kupują tonami gadżety erotyczne, w celu dogodzenia partnerce albo uciekają w pasywne podejście pod hasłem „i tak nie dam temu rady”. Jest to temat tym bardziej smutny, że dotyczy akurat tych facetów, którym się coś chce, którzy się starają. Ci, którzy po prostu posuwają fajne dupcie, i tak mają gdzieś zarówno zadowolenie kobiet, jak i własny samorozwój.
Dotarło do mnie jak mocarne ma to konsekwencje, gdy mężczyźni podzielili się ze mną doświadczeniem, jak to jest żyć w cieniu czyjejś przyjemności. Dodatkowo czując, że potrzeby drugiej strony pozostają dla nich enigmatyczne. Nie chodzi o narzekanie, jaki los jest ciężki, a baby jakieś dziwne. Chodziło o znalezienie tego elementu, który zasadniczo i negatywnie oddziaływuje na ich relacje seksualne z kobietami.
„Kobiety potrzebują bardzo, bardzo wiele, by być zadowolone z seksu. – powiedział jeden z moich klientów – A ja nie rozumiem połowy z rzeczy, na których im zależy. Czytam te poradniki i czytam i nic z tego nie wynika.”
Po części dlatego, że niektóre kobiety same nie wiedzą czego chcą w seksie. Pozbawione sprawczości w zakresie swojego życia seksualnego znakomicie wpisują się ten model. Delegując odpowiedzialność za swoje orgazmy, przyjemność na mężczyzn. Czyli – czekają na księcia z bajki, który machnięciem swojej różdżki wprowadzi je w świat dorosłego seksu. Same pozostając tylko pozornie aktywne, bo ich aktywność hamuje kultura i nawyki.
Też się wzięłam za czytanie/oglądanie męskich poradników i oprócz miliona bzdur od których zamuliło mi nerki, zauważyłam jeden powtarzający się wzór. Bardzo często trafiałam na zachęcające hasła: „Jak nigdy nie zawieść kobiety w łóżku” albo „Jak stać się kochankiem, który zawsze zadowoli kobietę.” yyyyyy… Co?! Czy my wszyscy jesteśmy w BDSM-owym układzie w którym dominy-samice zniewalają submisywnych samców? By ci dostarczali im przyjemności, ale tylko pod warunkiem, że nigdy nic dla siebie nie wezmą. Może oprócz widoku szczytującej niewiasty. Który to widok, zaiste nadobny, ale z własną satysfakcją porównania nie ma.
To stwarza mega ciśnienie. Za duże, żeby także faceci cieszyli się seksem, żeby im się chciało chcieć, żeby coś wymyślali ciekawego z nami i dla nas. Czują się raczej jak górnicy na przodku. Seks umiera z wielu powodów, nie tylko dlatego, że kobiety są niedoinwestowane emocjonalnie i seksualnie, także dlatego, że dla facetów nie zostaje za wiele i / lub nie mają z czego brać.
„Na jakimś etapie ten przymus jaki miałem odebrał mi całą przyjemność z seksu. Ja inicjowałem, ja wymyślałem, co mam zrobić, żeby ona była szczęśliwa. Ja czułem się winny, jak nie była. Jestem prawie pewien, że udawała orgazmy, żeby nie zrobić mi przykrości.” Warszawiak, 33 lata
Tak długo potrzeby kobiet były lekceważone, że teraz mamy tendencję do przeginania w drugą stronę – stawiania na piedestale jedynie kobiecej satysfakcji. Nie mam nic przeciwko dowartościowaniu kobiet, mogłoby go być znacznie więcej i nikt by nie ucierpiał. Zgłaszam zastrzeżenia do dowartościowania kogoś kosztem kogoś. Bo seks oparty w całości o zadowolenie faceta jest tak samo absurdalny, jak seks oparty w całości o zadowolenie kobiety. Wyjście z zamotu międzypłciowego widzę tylko w równowadze.
Czy ten tekst ma pointę? Trochę tak, trochę nie. Nie ma żadnej pigułki na realne równouprawnienie w seksie. Na razie możemy oddać się refleksjom i (oby!) rozmowom. Dobrze, gdy uda nam się w kolejne seksualne spotkanie wejść bez ciężaru wzajemnych oczekiwań. Czuję, że to jest spory temat i, że będzie na mnie siedział jeszcze jakiś czas. Więc…
…cdn.