W kwietniowym wydaniu Elle opowieść o tym jak kochają się wolni ludzie i o tym, że seks jest ściśle związany ze szczęśliwym życiem. Dlatego właśnie trzeba o niego dbać. Zapraszam do lektury wywiadu, który ukazał się kwietniowym wydaniu ELLE
ROZMAWIA Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska
Życie miłosne w epoce Tindera ma chyba niewiele wspólnego ze slow seksem?
MARTA NIEDŹWIECKA Nie uważam, żeby Tinder był złem wcielonym, ale nie jestem jego fanką. Tak, wiem, każdy zna jakąś parę z Tindera, która jest z sobą od roku, tylko że ja mówię o pewnym zjawisku. Tinder jest jak plac wypełniony food trackami. Niektórzy mężczyźni idą na tę hamburgerową „ucztę”, bo im się wydaje, że do dobrej knajpy trzeba ładnie się ubrać i używać sztućców, a oni wolą szybko zaspokoić głód i mieć święty spokój. Na dłuższą metę można jednak dostać niestrawności. Problem po¬lega też na tym, że mimo pozornego równouprawnienia to głównie faceci są beneficjentami tego rozwiązania. Dlaczego?
To, że dzięki aplikacji kobiety mogą zdecydować, z kim pójdą do łóżka, nie znaczy jeszcze, że decydują o swoim ciele i seksualności tak, jak by chciały. Żeby zostały wybrane, muszą wpisać się w model tinderowej dziewczyny, bo inaczej ktoś nie przesunie palcem ich zdjęcia na prawo. Tracą na tego rodzaju kontakcie również dlatego, że to one bardziej potrzebują jakiejś historii, opowieści wokół spotkania seksualnego.
No właśnie, sugeruje Pani w książce, że gra wstępna zaczyna się dużo wcześniej niż w łóżku. Czyli kiedy?
Już wtedy, gdy patrzymy na siebie i czujemy, że między nami jest chemia. Zaproszeniem do tego tańca mogą być jedzenie, koncert, kąpiel, a czasem nawet kłótnia, bo niektórym ludziom podczas takiego sparingu skacze ciśnienie, a w grze wstępnej chodzi o relację. Czyli to, czego nie ma w Tinderze.
W Polsce gra wstępna zajmuje średnio 15 minut. Mało?
Niewystarczająco. Poza nielicznymi kobietami, które startują bardzo szybko, reszta potrzebuje zazwyczaj o wiele więcej czasu, żeby się rozgrzać. Miałam klientkę, która żeby wejść w fazę pobudzenia seksualnego, wymagała 30-40 minut pieszczot. Nie dlatego, że była o zaburzona, po prostu taką miała urodę. I też nie chodziło o to, żeby ona leżała i pachniała, ale żeby to była gra dla dwojga
Jest Pani zwolenniczką jasnych reguł w tej grze, zachęca do eksperymentowania, żeby było wiadomo, co komu sprawia przyjemność. Mówić wprost: „Nie tak, w lewo, w prawo, szybciej, wolniej…”?
Nie kupuję zabawy w zawiadowcę ruchu, wydającego instrukcje co do kierunku jazdy. To nie jest sexy! Nikt nie lubi być pouczamy To jak powiedzieć, czego oczekuję?
Przegadać to przed, a nie w trakcie. Można wyszeptać: „Moja cudowna łechtaczka uwielbia, jak robisz jej seks francuski, ale potrzebuje, żebyś bardziej zwracał uwagę na godzinę 13, bo tam mam wrażliwy punkt. Fantastycznie, jak mnie tam całujesz, rób to spokojniej i dłużej”. Ludzie, rozmawiajcie z sobą!
Czy każdy wywiad z seksuologiem musi prowadzić do konkluzji: „Szczerze z sobą porozmawiajcie”?
Jeżeli dwoje ludzi idzie do łóżka i każda ze stron zakłada, że ta druga lubi „coś tam”, to przez 10 lat mogą w do¬brej wierze robić dokładnie nie to, czego pragnie druga osoba. Nie chodzi o złą wolę, oni po prostu nigdy nie uzgodnili stanowisk.
Powinni spisać kontrakt a la Mr Grey?
W ogóle dobrze jest mieć kontrakty. Że umawiamy się np. na jedną randkę w miesiącu i poświęcamy cały wie-czór tylko sobie. Umowa powinna obejmować zachowa-nia, które budują związek, a nie detale w stylu: „Raz w miesiącu weźmiesz mnie od tyłu”, bo to może się zmie¬nić i trzeba będzie przepisywać wszystko na nowo.
Pani też spisuje kontrakty z parami? Jak wygląda seans terapeutyczny?
Siedzimy i gadamy. Czasami też zadaję ćwiczenia do domu.
Nie jest tak, że jak człowiek próbuje wykonać takie ćwiczenia, to efekt bywa komiczny?
Jeżeli zastosujemy do seksu racjonalne oceny w stylu: „Jakby mnie teraz zobaczyli znajomi, to uznaliby, że nie jestem cool”, i zaszczepimy w sobie takiego inkwizytora, to będziemy potrafili zdeprecjonować każde doświadczenie cielesne i zmysłowe. Bo ono najczęściej jest pro¬ste, trywialne, a czasami wręcz groteskowe. Immanuel Kant powiedział, że nie będzie wykonywał ruchów nie¬godnych filozofa, i zrezygnował z seksu na całe życie. Jeśli ktoś chce za nim podążać, to cóż, droga wolna.
Weźmy w takim razie takie ćwiczenie z Pani książki: „Przez 20 minut pieść kreatywnie ciało drugiej osoby, wykorzystując jak najwięcej technik, ale nie doprowadzając do seksualnego pobudzenia”. 0 jakie techniki chodzi?
Raz ręką, raz włosami, raz ustami, raz kciukiem, raz pa-znokciem, raz nadgarstkiem, raz pupą, raz rzęsami, raz kawałkiem szorstkiej flaneli, raz kostką lodu itd. Nawet jeżeli któreś z tych ćwiczeń wydaje się komuś nie dość fajne, to zachęcam, by nie skupiał się wyłącznie na lekturze, ale sprawdził, jak na niego zadziałają.
„Wydawaj odgłosy nie tylko rozkoszy”.
Kobiety często mają np. ochotę się po-płakać, ale tego nie robią. Chodzi o nie- tamowanie takich odgłosów, także złości. Można warczeć, przeklinać… Pasuje
tutaj hasło: „Express yourself!” Polecam też inne ćwiczenie, moje ulubione. Najlepiej je wykonać podczas wyjazdu, bo wtedy jest seksowniej. Chodzi o to, by wybrać się na spacer, podczas którego jedna osoba prowadzi drugą za rękę tak jak niewidomego. Wszystkie moje pary dostają to ćwiczenie, gdy jadą na wakacje, i są zachwycone, potrafią się popłakać, bo nagle poczuły dawne zaufanie i więź. Pewien mężczyzna – to było we Francji – zerwał po drodze lawendę, roztarł ją w dłoniach i dał do powąchania żonie, która uznała, że od tej pory lawenda będzie jej się kojarzyła z „the best time ever”.
„Spędź dwa kwadranse, zajmując się na zmianę lewą i prawą piersią”. Co można przez 15 minut robić z jedną piersią?
Jezu… Można ją smyrać, głaskać, miziać, lizać, miętosić, masować, chuchać, pod-gryzać, nakrywać ręką, łapać, chwytać, puszczać… Mogłabym długo jeszcze wymieniać.
Myśli Pani, że każdy wytrzyma te 15 minut?
Wszyscy narzekają, że nie mają czasu, ale jeśli nie poświęcą go na to, żeby na¬uczyć swoje ciało przyjmować przyjem¬ność (a kwadrans na jedną pierś to chy¬ba nie jest dużo!), to nie będą mieli dobrego seksu. Jest taka aplikacja, któ¬ra liczy czas spędzony na Facebooku – warto kiedyś to sprawdzić. Zamiast więc po powrocie do domu bezsensow¬nie snuć się po internecie, proponuję: książka w dłoń i do dzieła.
A gdybym tak jedną ręką głaskała pierś, a w drugiej trzymała komórkę i sprawdzała, co słychać u znajomych, to ćwiczenie nie zadziała?
Myślę, że niektórzy potrafią wymyślić coś takiego. Uważam jednak, że pierś, podobnie jak inne części ciała, wymaga uwagi i wyłączności.
Nie ma udanego związku bez udanego seksu?
Jeżeli ludzie się kochają, ale nie mają seksu, to prędzej czy później ich związek ulegnie erozji. Seks jest najbardziej podstawową formą okazywania sobie uczuć. Oczywiście partnerskie podejście do zadań domowych i wyrzucanie śmieci też,są bardzo ważne, ale nieudane życie seksualne powoduje, że między partnerami zamiera połączenie emocjonalne, energetyczne, które powoduje, że ich relacja jest wyjątkowa. Mogą żyć z sobą, głęboko się szanując, przyjaźniąc, współpracując; ale to będzie firma, a nie relacja miłosna. Seks jest ściśle związany ze szczęśliwym życiem i trzeba się o niego troszczyć, mimo że w Polsce jesteśmy wychowani w poczuciu, że skoro się kochamy , to wszystko samo się ułoży. Nie ułoży się.
Jak włączyć mężczyzn do tej dobrej zmiany?
„Slow sex. Uwolnij miłość” to książka napisana tak, żeby mężczyźni też mogli ją przeczytać i nie poczuli się urażeni tym, że ktoś ich poucza. Wiele razy biorę ich stronę w dialogu. Nienawidzę podziału na kobiety z Wenus i facetów z Marsa. Idiotę, który to wymyślił i napisał tylko dla zysku głupią książkę, utrwalającą stereotyp, spaliłabym na stosie. Feminizm pozwolił nam mówić o seksie i naszych potrzebach, co jest super, ale jeżeli do dialogu nie zaprosimy mężczyzn, to mnóstwo pięknych, wyemancypowanych, świadomych kobiet, nie będzie miało z kim wejść w związek.
Czasem mężczyzn ciężko namówić na wizytę u dentysty, a co dopiero u sex coacha! Spokojnie, 70 proc. par zgłasza się do mnie na skutek ich inspiracji. Często przekroczyli czterdziestkę, odnieśli sukces zawodowy ale ich związki są wyjałowione przez lata poświęcone karierze. Osiągnęli Wiele na płaszczyźnie materialnej i społecznej, tylko że ich życie osobiste leży w gruzach.
Trafiają do gabinetu, bo profesja jest nowoczesna, a oni tez są nowocześni i mają nadzieję, tutaj będzie się działo inaczej niż w oldskulowych terapiach. Trochę mają rację, ale robota, jaką trzeba Wykonać, jest taka sama, nie mam czarodziejskiej różdżki. Zwłaszcza że w przeciwieństwie do innych zmian (np postanowień o diecie czy bieganiu), które zazwyczaj są naskór¬kowe, seks oddziałuje na wszystkie sfery życia. Trochę jak w ,,Shreku”: „Cebula ma warstwy i ogry mają war¬stwy”. Ludzie też mają warstwy, nie można „wyłączyć” uniwersalnej dla każdego potrzeby bliskości, a także wolnej ekspresji seksualnej. Notabene nie ma w Europie drugiego kraju, który byłby tak jak Polska przesiąknię¬ty historycznymi upiorami. Nawet Irlandia zalęgalizo- wała już związki homoseksualne.
Myślałam, że „Slow sex” jest o miłości, a okazuje się, że to książka, która nawołuje do rewolucji.
Oczywiście! To jest głęboko anarchistyczna pozycja. Zmiana w seksualności jest najbardziej radykalną, rewo¬lucyjną, jaką możemy przeprowadzić w życiu.
Dlaczego?
Dlatego że zanim dorośniemy, dostajemy całą paczkę skryptów, klisz, które potem uważamy za swoje poglądy. -Bardzo często, co widać wyraźnie w Polsce, te klisze są mylone z głęboką refleksją, my w nie tak wierzymy, że potrafimy za nie niemalże ginąć na barykadach. Wszystko jest w takim nimbie narodowo -wyzwoleń- czo-macierzyńsko-uwznioślonym. To niezdrowe i obsesyjno-neurotyczne. Polacy wbrew pozorom boją się seksu, nie czują się pewnie, nie mają wiedzy albo jest ona płytka. Są zakompleksieni. Mężczyźni z powodu braku pewności bywają aroganccy, a część kobiet wchodzi w pożycie nadmiernie wyzwolone nie dlatego, że na-prawdę są wolne, tylko wystraszone. Niektórzy nadal wierzą, że jak dziewczyna będzie się masturbować, to nie osiągnie’w przyszłości orgazmu. Bo co? Bo się wyczerpie? Nim dorośniemy, dowiadujemy się tylu złych rzeczy o naszym ciele, miesiączkach, zachodzeniu w ciążę itp., itd., że jeżeli na pewnym etapie życia nie zrobimy porządku w tej zaśmieconej bibliotece, pełnej pomysłów z XIX wieku, to nie uda nam się cieszyć z seksu. To dzięki tym „porządkom” możemy dotrzeć do kluczowego zagadnienia: co oznacza moja kobiecość, męskość? Jak korzystam z ciała? Co czuję? A może coś mnie blokuje, nie potrafię wyzbyć się kontroli? W moim przekonaniu tylko zdobywając się na wolność w seksualności, możemy być wolnymi ludźmi.