nav Created with Sketch.

Lęk – potwór z szafy

S01E11
Lęk – potwór z szafy

Styl ludzkiej reakcji na negatywne bodźce przyczynił się do naszego sukcesu ewolucyjnego. Ponieważ jesteśmy znakomici w rozpoznawaniu zagrożeń radzimy sobie dużo lepiej, niż inne gatunki. Ale nie ma darów bez drugiego dna. Ten sam styl reakcji stresowej oparty o ucieczkę lub walkę jest jedną z przyczyn naszych aktualnych klęsk, ponieważ zwyczajnie nie radzimy sobie z lękiem. Jest to przyczyna indywidualnych trudności – coraz więcej ludzi żyje w nieustannym niepokoju, doświadcza różnych form strachu, lęków. Jest też składową trudności cywilizacyjnych – jesteśmy nieustannie straszeni i często temu ulegamy. Zrozumienie natury własnego lęku jest nie tylko krokiem do osobistej wolności, ale także do współodczuwania z innymi, odczuwania miłości i radości. Mądre zarządzanie lękiem po prostu się opłaca.

🔷 Czym się różni lęk od strachu?
🔷🔷 Różne twarze potwora z szafy – odrzucenie, brak akceptacji, porażka.
🔷🔷🔷 Jak obsługiwać własny lęk – instrukcja dla początkujących.
 

🔴 Słuchajcie i podawajcie dalej!

🎧 YT: https://youtu.be/ozmierzchu

🎧 Anchor: https://anchor.fm/ozmierzchu-niedzwiecka/episodes

🎧 Spotify: https://open.spotify.com/show/1LcGkVDeUGF2mET1uAQTis

Życie się robi lepsze, o zmierzchu.

#ozmierzchu #seksisens #głowaserceciało #makeseksgreatagain

                                             

   🔷🔷🔷

 

Witam was O zmierzchu. Pełnia lata, więc chciałoby się posłuchać o czymś przyjemnym. A tu nie. Podkast o lęku. Kto to widział?

W brew pozorom w tym szaleństwie jest metoda – trudne tematy opowiadam wam, jak jeszcze świeci słońce. Gdy już nieodwołalnie zostanie pochłonięte przez zimowy mrok, będę się starała nagrywać bardziej optymistycznie. Co nie znaczy, że mi wyjdzie. Ale obiecuję się starać.

Złapię tylko i przyszpilę dla was jedną prawidłowość. Każdy z nas ochoczo i bez oporów sięga po rzeczy przyjemne. Fajniej jest słuchać miłego podkastu w piękny dzień niż jakiegoś niemiłego w listopadzie. I nikogo nie dziwi, że ludzie raczej unikają nieprzyjemnych sytuacji. I tutaj mamy częściowo rozwikłaną zagadkę lęku.

Nikt go nie lubi. Problem tylko w tym, że wszyscy go mają – ten lęk.

Pamiętacie, jak w drugim podkaście powiedziałam, że jest tylko jedna taka emocja – the one to rule them all – która naprawdę rządzi naszym życiem? Tak, to właśnie lęk. Naprawdę niewiele jest w waszym życiu równie istotnych tematów jak zajęcie się własnym lękiem i mam nadzieję, że pod koniec tej audycji uwierzycie w moje słowa. I, że ten temat stanie się dla was nieco mniej nieprzyjemny.

Opowiem wam dziś podstawowe rzeczy, które każdy człowiek powinien wiedzieć, żeby móc skutecznie obsługiwać swój lęk niemal w dowolnym natężeniu. Bo, jako się rzekło lękamy się wszyscy i nieustannie. Jeśli napotkacie kiedyś osobę, która twierdzi, że się nie boi, możecie popatrzeć jej głęboko w oczy, a potem … no nie wiem, dać ten podkast do posłuchania albo zrobić coś życzliwego. Ten człowiek na pewno jest w kiepskim miejscu. Jak już wiemy, że lęk czujemy wszyscy i bardzo często, to zaczynamy subtelne rozważania na jego temat.

 

Po pierwsze – Lęk, to nie strach

Strach jest prosty i ewolucyjnie warunkowany. Na widok tygrysa lub lwa zarówno my, jak i nasz przodek sprzed 40 tysięcy lat reagujemy tak samo – wystrzał z kortyzolu i aktywacja najbardziej pierwotnej części naszego mózgu – ciała migdałowatego (konkretnie osi limbiczno- podwzgórzowo -przysadkowo-nadnerczowej ale kogo obchodzi taka długa nazwa). Jak nasza ścieżka stresowa zapłonie na czerwono, to mamy do wyboru trzy strategie przetrwania. Sprawdzają się od setek lat, więc wasz mózg ma w nosie czy je lubicie, czy też nie. Ucieka, Walcz albo Zastygnij. Pomysł jest prosty, bo tylko proste pomysły przechodzą ewolucyjne crash testy – jak masz lwa naprzeciw siebie to spieprzasz w podskokach, jak masz lwa, ale jesteś ze swoimi ludźmi, to podejmujesz walkę. Jeśli ty jesteś sam, a lwice wybrały się na spacer w grupie kumoszek, to padasz w pył afrykańskiej ziemi i udajesz padlinę tak długo, aż nie znikną za horyzontem.

Ten typ reakcji na bodziec stresowy ma długa tradycję i był naprawdę bardzo efektywny. Problem w tym, że wzbudza nam się nieustannie w warunkach rozpędzonej cywilizacji, mimo stosunkowo niewielkiej obecności drapieżników na ulicach miast. Jego fizjologiczne skutki są potężne i mówiłam trochę o tym, gdy wspominałam o niszczącym działaniu stresu na seks. W skrócie – nic ci się nie opłaca robić, gdy walczysz lub uciekasz. Organizm wyłącza trawienie (bez sensu, jak zaraz możesz być obiadem), mechanizmy reprodukcyjne (jeszcze bardziej bez sensu), a nawet odpornościowe (żadna bakteria mnie nie zabije, lwica będzie pierwsza, więc po co tracić prąd). Cała para idzie w mięśnie i układ sercowo – naczyniowy. Tak, to dlatego cali „chodzimy” pod wpływem stresów emocjonalnych.

 

Jako się rzekło – deficyt lwów, a my w nieustanym pobudzeniu. Jak to się dzieje? Strach jest reakcją na realne zagrożenie. Natomiast lęk można nazwać – baniem się bania. Odpowiedzią na (z grubsza) dwa zjawiska, które są naprawdę niedobre.

Jedno jest dość proste i nazywa się przeciążenie autonomicznego układu nerwowego. Po prostu przez cały dzień pośpiechu, małych wyzwań, dużych wyzwań, presji cywilizacji, hałasu, zimna, ciepła, sztucznego światła, nasze ciało mówi dość. Nieczęsto dajemy mu szansę na pełną regenerację, więc trzeba jego sprzeciw jakoś odciąć od świadomości. Lekceważymy sygnały z ciała, które mają tendencję do kumulacji.

I choć większość z nas nie czuje na co dzień jakiś dużych ataków lęku, to dramatyczna większość doświadcza NIEPOKOJU. Oczywiście są ludzie, którzy mają tzw. GAD czyli zespół lęku uogólnionego albo napady paniki związane z przeróżnymi komplikacjami psychicznymi, albo obawiają się wejść do metra, nie dlatego, że go nie lubią, ale dlatego, że ich odczucie lęku na stałe związało się z ciasnymi pomieszczeniami. Jednak jest ich mniejsza grupa niż tych, którzy wszędzie chodzą ze swoim małym lęczkiem o nazwie NIEPOKÓJ. Dłuższa ekspozycja na ten stan owocuje brakiem podparcia w sobie (sama nie wiem, co chce, co jest ok, a co nie), spadającym zaufaniem do świata, dezorientacją emocjonalną, osłabieniem możliwości poznawczych (tak, głupiejemy od tego bania się), redukcja kreatywności i radości życia. W ciągłym niepokoju trudno jest dokonywać dobrych wyborów, nie być wiecznie pod napięciem, co zazwyczaj odbija się na naszych bliskich, a dodatkowym ciekawym aspektem jest to, że dużo ciężej przychodzi nam w tym stanie jakakolwiek regulacja emocjonalna. Czyli – jeśli jesteś w niepokoju i masz sobie odmówić ciasteczka albo kieliszka wina, to raczej nie odmówisz, bo twoja motywacja do samoograniczenia praktycznie przestała istnieć. Na niepokój lekarstwa są relatywnie proste: natura w dużych dawkach, rozsądna ilość aktywności sportowej (endorfiny), przytulanie (oksytocyna), seks oczywiście też, medytacja, sen dobrej jakości.

 

Znowu do początków

Drugi mechanizm składający się na nasze trudności z lękiem, będzie zahaczał o rodziców. Gotowi? Tak, to wszystko przez nich oraz przez cywilizację i kulturę.

Lęk nie ma związku z realnym niebezpieczeństwem. Wydaje nam się, że ma, ale nie ma. Dlatego przejawia się w tak wielu nieoczywistych formach, jak fobie, panika, zamartwianie się, ruminacje (czyli miętolenie) trudnych treści czy emocji. Lęk zawsze dotyczy obaw o przyszłość, ale jego korzenie tkwią w przeszłości, a konkretnie w tym, że nasi rodzice różnie reagowali na nasze potrzeby emocjonalne (często niewystarczająco) oraz zostawili nam w spadku różne przekazy na temat bania się (najczęściej abstrakcyjnie nierozsądne).

Gdy byliśmy mali w zasadzie przezywaliśmy dwa stany. Plus i minus. Plus był wtedy, gdy było bezpiecznie, gdy mieliśmy opiekę, a świat był przewidywalny i cieplutki. Minus był wtedy, gdy brakło tego wszystkiego. I był to minus totalny. Jeśli ktoś z was widział kiedyś płaczące dziecko, to wie, że ono płacze całym sobą. Nie ma tam miejsca na racjonalizacje i rozkminy. Jak jest źle, to jest źle po całości. Wtedy powinni wkraczać rodzice i przynosić coś, co się nazywa w slangu terapeutów „kojeniem”. Przynosić ulgę zszarpanym nerwom malucha. Ale różnie z tym bywało i najczęściej z naszymi największymi lękami zostawaliśmy sami. Nie dość, że nikt nie pomagał, jak działy się trudne rzeczy, nie uczył obsługiwania tej grozy psychicznej, to jeszcze często dostawaliśmy korekcyjny łomot pod hasłem „nie mazgaj się”, „ryczysz jak baba” (to chłopcy); albo „nic się nie dzieje przecież, czemu płaczesz” (to raczej do dziewczynek). Genderowy schemat obsługi lęku – jak ktoś nie wierzy, proponuję udać się na najbliższy plac zabaw i sprawdzić, że nie oszukuję.

Nauczyliśmy się od lęku odcinać, racjonalizować doświadczenie, tłumić go, wypierać. Nauczyliśmy się całego tańca wokół niego, ale on nadal tam siedzi. Żeby móc z nim żyć bez zwracania na niego uwagi musieliśmy osiągnąć pewien stan psychicznej i fizycznej sztywności. Nie pozwalamy sobie na prawdziwe rozluźnienie, bo prawie na pewno on by wtedy wylazł na wierzch i pokazał się w całej okazałości.

 

Dorosłe lęki

Teraz mamy różne dorosłe formy lęku: przed porażką, przed odrzuceniem, kompromitacją, zranieniem, brakiem akceptacji. Ale to ten sam lęk, co dawniej i zamiast udawać, że go nie ma warto znaleźć swój wiodący temat. To w zasadzie jedyna metoda, żeby zacząć go jakoś obsługiwać – można go okiełznać, zaprzyjaźnić się z nim, dobrze go traktować, ale nie ma co liczyć na to, ze on kiedyś zniknie.

Lęk sam w sobie nie jest taki zły. Problem zaczyna się wtedy, gdy wymyślamy bzdury, żeby przy pomocy jakiejś interpretacji zakryć jego istnienie. Jeśli nie jesteś pewna/ pewien, czy czujesz lęk, możesz sprawdzić jakie myśli przychodzą ci do głowy i jak się miewa twoje ciało. Jeśli mas ucisk w brzuchu lub w klatce piersiowej, pocisz się, masz sucho w ustach, czujesz dygot wewnętrzny to raczej jest to lęk.

Jeśli przychodzi ci do głowy, że zaraz coś ci się stanie; że ktoś chce zrobić ci coś złego – nie tylko fizycznie, ale też, że czyha na twoje zasoby, interesy, integralność; gdy myślisz, że coś tracisz; gdy konfrontujesz się z trudnymi treściami na swój temat; gdy masz przed sobą bycie ocenianymi; gdy przeżywasz silne ciśnienie (np. deadline albo konieczność); gdy myślisz, że jesteśmy sama / sam i nikt ci nie pomoże; gdy czujesz, że musisz uciec albo się izolować od czegoś lub kogoś; gdy nie możesz przestać się martwić; gdy myślisz, że trzeba coś natychmiast zrobić, skontrolować – to na pewno jesteś w objęciach lęku. I kiedy tam siedzisz, cały twój umysł szuka dowodów na zagrożenie, więc większość sygnałów będzie interpretowana negatywnie. Czasem możemy mieć taką gonitwę myśli przy okazji, że racjonalne myślenie zupełnie wysiada. Czasem odpala się odczucie bycia odłączonym od wydarzeń, w nierealnym świecie. I wtedy naprawdę trzeba się sobą zająć.

Tylko po jaką cholerę człowiek miałby się tym zajmować? Skoro to wszystko takie nieprzyjemne. Ja swój lęk szanuję i bardzo się go słucham, bo jego nadejście zawsze zwiastuje serio wydarzenia. W pojawieniu się lęku zawsze schowany jest jakiś komunikat. Najczęściej, że dzieje się dla nas coś bardzo trudnego, co może mieć związek z naszymi zasadniczymi wyzwaniami emocjonalnym (pamiętacie lęk przed porzuceniem albo brakiem akceptacji). Jakieś potrzeby są w tej chwili dramatycznie niezaspokojone i to ich właściciel powinien/powina się nimi zaopiekować. Dlaczego? Bo nikt tego za mnie nie zrobi. Mogę się fochnąć i poudawać, że nic się nie stało, ale wiem, że mój lęk znajdzie mnie wszędzie. Jak będzie wygłodniały i rozwścieczony tym, że nie zwracałam na niego uwagi, to rzuci mi się do gardła i po zawodach. Po większej akcji lękowej (konflikt, kłótnia związkowa, super stresująca sytuacja zawodowa, egzaminy) większość ludzi – i ja też- potrzebuje czasem tygodni, żeby w pełni dojść do siebie.

To jeszcze powiem wam o kontroli i już kończę, bo chcę byście zachowali dobry nastrój, jednak. Tam, gdzie przymus kontroli, tam znajdziecie lęk – chociaż doradzam zacząć poszukiwania od siebie, a nie od innych ludzi. Im większą macie w jakiejś sytuacji potrzebę kontroli, tym silniejszy lęk przeżywacie. Oczywiście, są ludzie, którzy mają mniejszy przymus kontroli w sytuacjach lękowych, ale oni zazwyczaj idą w wycofanie, bo każdy musi się jakoś bronić przed tą nielubianą emocją.

Ja was namawiam, żeby ją polubić i zrozumieć. Wyhodujecie sobie potężnego sprzymierzeńca, który nigdy was nie zostawi, w końcu jest częścią was. A bonus z tej roboty jest taki, że odzyskanie kontaktu z własnym lękiem spowoduje odzyskanie możliwości odczuwania radości. Fajnie, prawda? Dwie pieczenie na jednym ogniu.

Powoli się z wami żegnam, bo ten zmierzch dobiega kresu. Dobranoc


Najnowsze odcinki

Sypnij złota na Zmierzchy!

To wspiera podkast i przynosi szczęście darczyńcom.