O książce Roberta Kowalczyka wspominałam w lutowym newsletterze, ale nie miałam czasu powiedzieć, co o niej sądzę. Teraz z przyjemnością oglądam pięknie wydany tom, myśląc, że trochę zazdroszczę autorom, że mogli rozkoszować się jedzeniem i afrodyzjakami w pracy.
„Sex & Cook” zaczyna się z wysokiego „C”, bo od platońskiej uczty. Na szczęście dalej, autorzy zdecydowali mówić do czytelnika ludzkim głosem. Wciągającą opowieść nie tylko o jedzeniu, ale o stylu życia. Takiego w którym jest miejsce na poszukiwanie erotycznych inspiracji i odnajdywanie przyjemności w tworzeniu oprawy do seksualnego spotkania.
Jednak, nim zgłodniały czytelnik dotrze do pobudzających przepisów zostanie uraczony porcją wiedzy na temat tych składników diety, które wpływają na nasze seksualne samopoczucie i możliwości, a także o tym, jak działają ludzkie zmysły i w jaki sposób korzystać z afrodyzjaków. Rozdział o afrodyzjakach nie tylko uczy, jak dodać sobie wigoru przy pomocy jedzenia, ale rzuca też światło na ich bogatą historię. To zdecydowanie mocniejsza część książki.
Druga część, w całości jest poświęcona przepisom, uszeregowanym według tego jak tworzy się i narasta w nas podniecenie. Pożądaniu zostały przypisane przystawki, rozbudzające apetyt i wprawiające w określony nastrój. Pobudzenie to zupy i pierwsze dania, którymi nieco się nasycamy, ale jeszcze nie w pełni nasycające głodu. Orgazm to danie główne, po którym następuje słodkie odprężenie opisane deserami. Zaproponowane przez autorów przepisy ilustrują wysmakowane i zmysłowe zdjęcia Agnieszki Murak. Może tylko ponarzekam, że fotografie są nieco zbyt grzeczne, zawsze z ciałem kobiecym w tle i brakuje mi tutaj ujęć par płci dowolnej – które byłby zajęte zmysłową konsumpcją*.
Zebrane przepisy rozciągają się na skali od proste do wyjątkowe, są zróżnicowane i dobrane pod kątem pięknego wyglądu. Dobrze reprezentowane azjatyckie smaki (plusik za polską adaptację Gado Gado), trochę włoskich evergreenów w bardzo klasycznej aranżacji i umiarkowanie narowiste wariacje na temat klasyków (kaczka z owocami). Trochę szkoda, że ich autor pozostał w nurcie bezpiecznym. Erotyczna książka kucharska aż się prosi o ekstrawagancje i eksperyment. Ta jest waniliowa niczym chmurki w Dolinie Muminków. Znakomitym przykładem jest przepis na kurczaka, który nie dość, że składniki ma jak-u-mamy, to ze zdjęcia spoziera na mnie bezbronne truchełko, nawet nie BDSMowo torturowane. Ot kurak.
Dumam, czy bogata reprezentacja mięsnych dań nie jest także przesadą, bo można odnieść wrażenie, że to co podniecające i pyszne, zazwyczaj musi być krwiste. Święta wegetariańsko nie jestem, więc nie będę grzmieć w tej sprawie, ale mam takie poczucie, że tu też można lepiej. Oprócz czepiania się waniliowości i klasyczności, nie mam się czego czepiać. To jest pięknie wydana książka z konkretem w pierwszej części. Waszej uwadze polecam stronę 33, gdzie znajdziecie małą niespodziankę, a uważnym czytelniczkom/czytelnikom, którzy lubią zagadki w książkach, fotografię na stronie 194.
Trzy niedźwiadki na pięć
Edit: * Męskie ciała odnalezione! Zwracam honor twórcom i dodaję pół niedźwiadka.
Kiedy wydawnictwo Buchman spytało mnie czy zechcę rzucić okiem na książkę o sprawach analnych, aż klasnęłam w rączki z zachwytu. Odczarowanie „tej strefy” wydaje mi się szczególnie ważne w kraju, w którym mężczyznom wydaje się, że jeśli zasmakują seksu analnego, to będzie oznaczało, że są gejami.
To od początku – Rashidi jest lekarzem, Bergland komikiem standuperem. Obydwaj żyją w Norwegii. Takie połączenie mogłoby zapowiadać idealną równowagę między wiedzą, a wicem. Niestety, otrzymujemy opowieść utrzymaną w tonie pijackiego dowcipu nastolatków, dla których słowo „anal” zapowiada opór oburzających i zabronionych rozkoszy.
I chyba w tym języku jest główny problem. Bo jeśli ktoś formułuje pytanie, które ma coś wyjaśnić w taki sposób – dlaczego usta i odbyt to dwa oddzielne otwory? – to nie wiem, czy pisze książkę, która z zamiaru ma być beką na temat, czy jednak chce powiedzieć coś sensownego, tylko strasznie mu nie idzie, bo mentalnie nadal jest w fiksacji analnej. I dalsze obrabianie tematu cyt. „To prowadzi nas do małej dygresji, ale też istotnego dylematu. Gdybyśmy mieli mieć tylko jeden otwór, wspólny narząd do jedzenia, wydalania i pierdzenia, do seksu oralnego i analnego – lepiej byłoby, żeby gdyby znajdował się w miejscu ust czy na dole?” (s.16) sprowadza do mnie myśl, że jesteśmy w „prawie ewolucjonizmie”, ale od dupy strony.
Ta książka ma w sobie mnóstwo informacji. Tyle, że wrzuconych do jednego zbiornika i dobrze wymieszanych. Durnowate opowieści okraszone rysunkami pośladków, z których coś wystaje, mieszają się z sensownym, rozsądnym przekazem. Anatomia, przytomne wskazówki na temat seksu analnego, infekcji przenoszonych drogą płciową z dowcipasami rodem spod kibla, cyt. dot. wypadania odbytu „weź kiszkę w rękę i wepchnij ją sobie do tyłka.” (s. 142). Pominę obrazoburstwo religijne (s. 92), bo mnie mało wzrusza i jest oldschoolowe, ale strona 146 sięga nizin analnych dowcipów „Pomyśl raczej, że: organizm to Norwegia, odbyt to Oslo, kał to imigranci, bakterie kałowe, które stanowią 20% wagi kupy, to muzułmanie”.
Serio, chłopaki? Ile wy macie lat? C R I N G E
Pół niedźwiadka i to z łaski.
Napiszę niewiele, ponieważ chciałabym, żebyście czekały na tę książkę. Ona musiała powstać i dobrze, że dzieje się to teraz, gdy w Polsce temat seksualności przeżywa regres, a uniesienie spódnicy (ana-suromai*) może być naszą demonstracją mocy i zakorzenienia. Voca Ilnicka kilkunastu lat pisze i działa wokół seksualności. O dawna zbierała materiały do tej książki, by zbudować maksymalnie różnorodną opowieść opartą nie o teoretyzowanie, ale o kobiece doświadczenie.
Książka ma trzy części mówiące o trzech aspektach żeńskiej seksualności: Seksualna Krew; Kochanie siebie; Przerodzenie seksualności. Polifonia kobiecych głosów przeplata się z wypowiedziami trenerek, edukatorek, terapeutek, artystek i rzeczowym, merytorycznym przekazem. Prawie pięćset stron nieustannego przeżywania. Czasem musiałam przeczytać drugi raz. Czasem brały mnie uprzedzenia. Czasem zachwyt i wzruszenie. Gdyby ktoś liczył się z głosami żeńskimi, tak jak z męskimi, mógłby z nadęciem powiedzieć, że powstała kronika przemian żeńskiej seksualności w Polsce, ostatnich dwóch dekad. Ponieważ tak nie jest, napiszę, że to ważna i mądra książka, którą powinnaś przeczytać.
* Ana-suromai nawiązuje do starożytnego aktu obnażania waginy w geście uniesienia spódnic / sukni w celu zażegnania zła, odegnania demonów, dzikich zwierząt i zaproszeniu szczęścia.
Cztery niedźwiadki na pięć